Przez kolejne cztery dni nie mogłam doczekać się soboty. Tak bardzo wyczekiwałam turnieju interkontynentalnego. Tak bardzo tęskniłam za meczami Kubiego i całej reprezentacji. Od 10 roku życia wiernie kibicowałam naszym siatkarzom. Teraz mam 26 lat, więc śmiało mogę powiedzieć, że ponad połowa mojego życia kręci się wokół siatkówki. Kiedyś nawet trenowałam ten cudowny sport. Uczęszczałam do sportowego gimnazjum, o profilu siatkarskim. Należałam do amatorskiego siatkarskiego klubu. Później jednak musiałam dokonać wyboru pomiędzy dwoma moimi miłościami: siatkówką i dziennikarstwem. Wybrałam to drugie, ale tylko dlatego, że dzięki dziennikarstwu mogłam być spokojna o pewną pracę w swoim zawodzie. Siatkówka nie gwarantowała mi tego na 100%. Jeśli byłabym dobrym zawodnikiem, mogłabym grać w reprezentacji, zdobywać trofea, jeździć na mistrzostwa, igrzyska i inne zawody. Ale ze sportem nigdy nic nie wiadomo. Równie dobrze mogłabym nie zagrać ani jednego meczu w reprezentacji. Czasem żałuję, że nie wybrałam siatkówki, ale dziennikarstwo także jest fajne. Mimo mojej decyzji przed laty, siatkówka jest nadal moją wielką miłością i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jestem wielkim kibicem i muszę obowiązkowo oglądać wszystkie mecze naszej reprezentacji. Kilka lat temu, właśnie na jednym z meczów, poznałam Michała Kubiaka. Nie wyobrażam sobie, jakby moje życie wyglądało dzisiaj bez niego.
Byłam jedną z dziewczyn, które ustawiły się do niego po autograf. Podobno byłam jedyną fanką, która nie piszczała na jego widok i dlatego zwrócił na mnie uwagę. Kubi uważa, że byłam tak zachwycona jego urokiem osobistym, że z tego wszystkiego aż zatkało mi mowę. Ale dzisiaj jest to zupełnie nieistotne. Ważne jest tylko to, że Kubi polubił mnie, a ja jego. Porozmawialiśmy chwilę i wymieniliśmy się numerami telefonów. Z dnia na dzień nasze koleżeństwo zamieniało się w dojrzałą przyjaźń.
Myślę, że jednym z powodów, dla którego tak bardzo kibicuję naszej reprezentacji jest również to, że mam w niej wielu kolegów i znajomych. Oczywiście pomijając fakt Dzika, znam tam osobiście chyba wszystkich z panem Antigą włącznie. Wszyscy reprezentanci są naprawdę bardzo rzetelnymi, miłymi i otwartymi osobami. Z całego serca życzę im awansu i medalu w Rio, bo myślę, że w pełni na to zasługują.
Przez te cztery dni naprawdę usiłowałam robić wszystko, aby zabić nudę i zająć się czymś sensownym. Nie do końca mi to wychodziło, ale bardzo się starałam. Dotychczas zamawiałam jedzenie w pobliskiej restauracji. Posiłki dowożono mi prosto do mieszkania. Teraz postanowiłam odżywiać się trochę zdrowiej i sama postarałam ugotować sobie coś lekkiego, ale sycącego. Tym samym kilka godzin dziennie spędzałam w kuchni, gotując obiadki. To zajęcie nawet mi się spodobało i pomyślałam, że muszę częściej sama dla siebie gotować, nie tylko wtedy, kiedy mam za dużo czasu i chcę zabić nudę. Byłam też w kinie na świetnej komedii romantycznej. Pomijając fakt, że byłam tam jedyna bez partnera, było nawet ciekawie. Film spodobał mi się. Kolejnego dnia wybrałam się do Muzeum Narodowego. Tam zwiedziłam chyba 5 wystaw. Później poszłam do parku i na lody. Czas mijał mi w miłej atmosferze, ale to nie zmienia faktu, że strasznie mi się dłużył. Godzina po godzinie mijały tak wolno i wydawało się, że muszę odczekać jeszcze całą wieczność, aby w końcu nastąpiła upragniona sobota.
No i doczekałam się! W piątek wieczór kładąc się spać, w głowie miałam już tylko tak bardzo wyczekiwany turniej interkontynentalny. Ustawiłam sobie budzik na telefonie, aby na pewno nie zaspać na 8:40. Byłam tak bardzo podekscytowana i radosna. Nie mogłam doczekać się rana. Zasnęłam w mgnieniu oka. Nagle nad ranem usłyszałam znajomą muzykę. Na zegarze widniała godzina 5:03. Okazało się, że ktoś postanowił do mnie zadzwonić! Był to Michał.
-Taaak? - odebrałam i powiedziałam zaspanym głosem.
-Hej Małgosiu! Tak jak obiecałem, dzwonię do ciebie przed meczem. Wiem, że do spotkania z Kanadą jeszcze prawie 3 godziny, ale niestety nie dam rady później zadzwonić, bo zaraz idziemy do areny. Ale emocje! Kibicuj nam ładnie, ok? - rzekł do mnie bardzo radosnym i energicznym głosem.
-Jasne - odpowiedziałam nadal bardzo zaspana - Ale obiecaj mi jedną, bardzo ważną rzecz!
-Pewnie! Jaką? - zapytał.
-Taką, że zaraz po tym, jak przyjedziesz do Polski po turnieju, będę mogła dać ci z liścia w twarz - zaśmiałam się.
-Gosia, ja wiem, że ty jesteś w ciąży i czasem możesz mieć zmienny nastrój i tak dalej, ale nie bardzo rozumiem o co ci chodzi. - zaśmiał się lekko zdezorientowany Dzik.
-Czy ty naprawdę jesteś taki nieogarnięty, czy tylko udajesz? Uczyli cię kiedykolwiek w szkole o tym, co to są strefy czasowe? - powiedziałam z ironią w głosie, kpiąc delikatnie z przyjaciela.
-Tak, słyszałem o strefach czasowych, ale co ma piernik do wiatraka?
-A to, że teraz w Polsce jest 5 rano! - wybuchnęłam śmiechem do słuchawki telefonu. Michał także zaraz zaczął się śmiać. Śmialiśmy się razem bardzo głośno. Obudziłam chyba cały blok, a już na pewno ludzi, którzy mieszkają na moim piętrze. Po chwili Dzik powiedział:
-Przepraszam! Jestem taki głupi.
-Nie da się ukryć. - odparłam kpiąco i znów bardzo głośno się zaśmiałam. - Ale nie masz już za co przepraszać. Nic się nie stało. Przecież za trzy godzinki i tak miałam wstawać, żeby oglądać mecz.
-Jeszcze raz przepraszam.
-Eeee tam, już się mną nie przejmuj - odparłam. A jak tam humory przed meczem?
- Jesteśmy naprawdę w bojowych nastrojach! Gotowi, by walczyć do ostatniej piłki! Gotowi, by walczyć o nasze największe marzenia!
-No to super! Życzę wam powodzenia! Będę oglądać każdy mecz i bardzo wam kibicować. Pamiętaj, jesteście najlepsi! Pamiętaj o tym, co kiedyś do mnie powiedziałeś: Walcz do końca o wszystko i nigdy się nie zmieniaj!
-Dziękuję Gosiu! Jesteś kochana! Muszę już kończyć. Jeszcze raz przepraszam, że zadzwoniłem do ciebie o tej porze. Dzięki za wszystko! Papa. - powiedział do mnie Michał
-Trzymaj się. - odparłam.
Kubi jest naprawdę kochany! Tak mnie przepraszał, za to, że zadzwonił do mnie o piątej nad ranem. Ale tak naprawdę to nic się nie stało. Po chwili i tak zasnęłam twardym snem. Obudził mnie dopiero budzik o godzinie ósmej trzydzieści. Wstałam bardzo szybko. Ubrałam się w mgnieniu oka i włączyłam telewizor. Mecz dopiero się zaczął i wynik wskazywał 1:0 dla Polaków. Nasi siatkarze pierwszy set grali kapitalnie. Kurek i Kubiak zaskakiwali rywali bezbłędnymi atakami. Polacy byli perfekcyjni we wszystkich elementach gry, od serwisu aż po atak i obronę. Byłam dumna, że są moimi rodakami, a co więcej znajomymi i przyjaciółmi. Do tego było widać, że naprawdę bawią się grą i kochają to co robią. Pierwszy set skończył się wygraną 25:16 dla Kubiego i spółki. Cały drugi set także trzymaliśmy wysoki poziom gry. Kanadyjczycy tak naprawdę dopiero pod koniec podjęli walkę wygrania tego seta. Ale nie dali rady Polskim Orłom. Wygraliśmy 25:23. Trzeci set był wyrównany. Na pierwszej przerwie technicznej wygrywaliśmy 8:7. Na drugiej za to przegrywaliśmy 15:16. Było sporo emocji, szczególnie w końcówce spotkania. Ten set zakończyła gra na przewagi. Niestety w końcówce Kanadyjczycy okazali się lepsi i wygrali tę partię 28:26. No ale Polacy oczywiście nie złamali się i w kolejnym secie pokazali swoją prawdziwą moc. Pokonali przeciwników 25:19. Cały mecz wygraliśmy 3:1! Moja radość była wielka. Skakałam po mieszkaniu, piszczałam, krzyczałam. Teraz już nie miałam wątpliwości, że usłyszał mnie cały blok. Później po meczu słuchałam wywiadów z naszymi reprezentantami. Kurek mówił, że dzisiejszym kluczem do sukcesu była świetna zagrywka i gra w obronie. Całkowicie się z nim zgadzam. Buszek natomiast mówił, że jest dumny z całej drużyny, bo wszyscy pokazali klasę. Powiedział jednak także, że jest to dopiero 1/7 sukcesu i że musimy wygrać kolejne 6 spotkań. Kubi w swoim stylu rzekł, że dopiero się rozkręcamy i jesteśmy gotowi, by wygrać tej turniej. Ostatni z dziennikarzami porozmawiał pan Stephane Antiga. On potwierdził słowa Bartka, Rafała i Michała. Powiedział, że jest dumny z naszych chłopców, ale że przed nami jeszcze wiele ciężkich treningów i meczów. Wiem to doskonale, ale i tak uważam, że nasi chłopcy na pewno podołają wszystkim rywalom. Według mnie jak najbardziej zasługują na awans do Rio i medal Igrzysk Olimpijskich.
I jest... rozdział pierwszy mojej siatkarskiej historii. Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich do komentowania :)
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji
Ola
Naprawdę dobrze piszesz. Cały rozdział czytało mi się wyjątkowo gładko i przyjemnie, nawet nie zauważyłam kiedy skończył. I choć sama fabuła jest na razie mało rozwinięta, nie mogę na jej temat za wiele powiedzieć, to już nie mogę się doczekać kolejnej części. Polubiłam także główną bohaterkę, która wydaje mi się wyjątkowo... normalna. Taka prawdziwa, nieprzerysowana.
OdpowiedzUsuńJest parę spraw stylistycznych, do których mogłabym się przyczepić, ale wynika to z doświadczenia. Po prostu jeszcze musisz pisać, pisać. A na razie jest naprawdę dobrze.
Czekam na nexta, weny życzę i zapraszam na rozdział osiemnasty na moim blogu "Siatkowka? To tudny przypadek"
Pozdrawiam
Violin
Bardzo dziękuję :)
UsuńCześć!
UsuńSerdecznie zapraszam na rozdział dziewiętnasty mojego opowiadania http://trudny-przypadek.blogspot.com/2016/06/rozdzia.html
Pozdrawiam
Violin
Zgadzam się z Violin :) Bardzo podoba mi się Twój styl pisania! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Ironia :*
Dziękuję kochana! :)
UsuńPodoba mi się. Fakt, że fabuła nie jest bardzo rozwinięta, ale i tak bardzo mi się podoba. Aktualnie czytam kilka siatkarskich historii. Brakowało mi właśnie czegoś takiego. Jakiegoś spokojnego, miłego opowiadania, które mogłabym czytać z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń