czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 6

Perspektywa Michała                                                                                                                     
W ciągu kilku następnych dni przez salę szpitalną Małgosi przechodziło wielu ludzi. Pielęgniarki przypinały kroplówki, a lekarze sprawdzali jej stan zdrowia, który nieznacznie się poprawił.  Wszystkie osoby, które spotkałem przy jej łóżku szpitalnym, były pracownikami szpitala. Oprócz nich nikt nie zawitał do Gosi. Żadna koleżanka, kuzynka, kuzyn, ciocia czy wujek. Nie było tu nawet jej rodziców i brata. Nikt z rodziny ani ze znajomych nie pofatygował się na tyle, aby ją odwiedzić. Było to przykre. Dopiero teraz zrozumiałem, jaka ona musiała być samotna. Rodzina wyjechała do pracy, przyjaciele odwrócili się bez powodu, chłopak rzucił. Tylko ja mogłem zająć się Gosią. Próbowałem być dla niej jak prawdziwy przyjaciel i brat. Chciałem opiekować się nią, jak rodzoną siostrą, ale jak zwykle zawaliłem. Teraz mogłem zrobić dla niej tylko jedną rzecz - czuwać. Było mi ciężko, okropnie ciężko. Obwiniałem się za wszystko, co spotkało Małgosię. Teraz jednak nie mogłem odpuścić! Obiecałem sobie, że będę ją odwiedzać i siedzieć przy jej boku codziennie. Często szeptałem jej coś do ucha. Mówiłem, że kocham ją jak siostrę i że zawsze będę kochał. Niezależnie od tego, co dalej się wydarzy. 

***
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Odwróciłem głowę i ujrzałem wszystkich moich kolegów z reprezentacji oraz Stephana, którzy wchodzili do sali szpitalnej i stawali wokół łóżka Małgosi.
-Dziękuję, że przyszliście - powiedziałem.
-Nie mogliśmy postąpić inaczej - rzucił w odpowiedzi Kurek.
-Jasne - pokiwał twierdząco głową Buszek. - Dobrze znamy Gosię i bardzo chcieliśmy do niej przyjść.
-Ona przecież chodziła na nasze mecze, wspierała nas jak potrafiła. Teraz my chcemy się jej odwdzięczyć - dokończył wypowiedź kolegi Kłos.
-Dzięki chłopaki - powiedziałem. - Dziękuję wam w imieniu Gosi. Mam jednak ogromną nadzieję, że ona już niedługo będzie mogła podziękować wam osobiście.
-Tak będzie, na pewno! - rzekli chórem siatkarze.
Nastała chwila ciszy, którą niespodziewanie przerwał Bieniek.
-A co z jej dzieckiem? - zapytał.
W tym momencie zauważyłem, że wszyscy siatkarze skarcili go wzrokiem. Ja natomiast zaraz ukryłem twarz w dłoniach. Był to dla mnie bardzo trudny temat do rozmów. Po chwili otarłem łzy i odpowiedziałem:
-Co z Lenką? Mała księżniczka umarła. Nie udało się jej uratować. Była jak aniołek, a anioły nie żyją na ziemi.
Gdy to powiedziałem, na twarzach kolegów pojawiły się łzy. Wszyscy płakali i nie próbowali tego  ukryć. Najbardziej zasmucił się Bieniek.
-Przepraszam, nie wiedziałem - rzekł ze łzami w oczach.
-Nie szkodzi - odparłem mimo wszystko i spojrzałem na młodego środkowego. Na sali znów nastała grobowa cisza.  Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Niektórzy patrzyli w podłogę, inni błądzili wzrokiem po ścianach i suficie. Jeszcze inni patrzyli po prostu na Małgosię. Dopiero po kilkunastu minutach koledzy zdołali się otrząsnąć. Próbowali mnie pocieszać, dodawać otuchy. Nikt jednak o nic nie pytał. Potem siatkarze zaczęli się rozchodzić. Wychodzili pojedynczo z sali, śląc do mnie pokrzepiające spojrzenia. Po chwili został już tylko Stephane.
-Michał, trzymaj się! - trener poklepał mnie po plecach - Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Mam nadzieję - odparłem.
Antiga nic już nie powiedział. Popatrzył tylko na mnie wzrokiem pełnym współczucia, wstał i wyszedł z sali szpitalnej. Znów zostałem sam na sam z Małgosią.
 

***
Usłyszałem dziwne szmery za drzwiami. Po chwili na salę wszedł jakiś mężczyzna, którego twarz wydawała mi się dziwnie znajoma. Nie wiedziałem jednak, kim on jest.
-Czego pan chce? - zapytałem szorstko. Nie spodziewałem się tego, co zrobił. Nic mi nie odpowiedział, ale podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz.
-A to za co? - rzekłem podenerwowany. W normalnych okolicznościach zaraz bym mu oddał, ale teraz nie miałem do tego siły, ani ochoty.
-Za to, że przez ciebie moja córka nie żyje! - odpowiedział. Wtedy poznałem, że jest to były chłopak Małgosi i jednocześnie ojciec Lenki.
-Racja, należało mi się, możesz mnie uderzyć jeszcze kilka razy - powiedziałem ze smutkiem.
-Nie Kubiak, nie będę cię już dzisiaj bił, nie będę się zniżał do twojego poziomu. Zrobię ci coś gorszego, dużo gorszego! I tej twojej przyjaciółce, kiedy się wybudzi też! Pożałujecie! Oboje będziecie jeszcze cierpieć - krzyknął.
-Co ty opowiadasz? Twoja była dziewczyna i matka twojej córki leży w śpiączce! Może się nigdy nie wybudzić, ciebie to nie obchodzi? Możesz skrzywdzić mnie. Możesz sprawić abym ja cierpiał, ale nie ona! Gosia już dość przez ciebie draniu cierpiała!
-Jeszcze zobaczycie, że oboje będziecie cierpieć! - uśmiechnął się szyderczo i wybiegł z sali. Bardzo się zdenerwowałem. Co on mógł wymyślić? Co chce zrobić?
-Nie bój się, ja nigdy już nie pozwolę cię zranić - powiedziałem i zbliżyłem się do łóżka Gosi. - Nigdy. Obiecuję!
Ująłem jej dłoń i przymknąłem oczy. Wyobrażałem sobie te chwile, które razem spędzaliśmy. Wyobrażałem sobie, że jest zdrowa, uśmiechnięta, że żyje i jest bardzo szczęśliwa.
-Gosiu, nie możesz mi tego zrobić, nie możesz tak po prostu ode mnie odejść. Ja nie dam rady bez ciebie żyć - szeptałem. Otworzyłem oczy, które przyćmione były łzami.
-Ty... Ty musisz żyć. - powiedziałem. Wtedy ujrzałem najcudowniejszą scenę. Małgosia poruszyła delikatnie głową, a potem powoli otworzyła powieki i rozglądnęła się po sali szpitalnej, a następnie spojrzała na mnie. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Płakałem jak małe dziecko. Nie były to już łzy bezradności, czy smutku, ale łzy ogromnego szczęścia. Chciałem coś powiedzieć i wykrzyczeć na cały głos moją radość, ale odebrało mi mowę. Patrzyłem tylko na najdroższą przyjaciółkę i uśmiechałem się do niej. Patrzyłem w głąb jej cudownych, brązowych oczu i czułem, że niczego więcej mi w życiu nie trzeba, tylko jej obecności. Wiedziałem, że za nim Małgosia powróci do pełnej sprawności, czeka ją jeszcze wiele chwil spędzonych w szpitalu. Złamania będą musiały się zagoić, a to z pewnością potrwa sporo czasu. Jednak najważniejsze było to, że ona żyje! Naprawdę żyje! Znów będę mógł podziwiać jej piękny uśmiech na twarzy i będę mógł słuchać jej głosu. Znów będziemy najlepszymi przyjaciółmi i nikt, ani nic nas nie rozdzieli. Jednak po chwili moje serce ponownie zadrżało. Usłyszałem głos Gosi, która cicho zapytała:
-Kim jesteś?





Jest kolejny rozdział mojego opowiadania. Sama nie wiem jak wyszedł. Niektóre elementy mi się podobają, inne wręcz przeciwnie. Zapraszam do komentowania i oceniania w komentarzu.
Pozdrawiam
Ola

4 komentarze:

  1. Mam dziwne odczucia w stosunku do tego byłego Gosi. Chce żeby ona cierpiała jeszcze bardziej? Przeciez to.. Nieludzkie.
    Cholera coraz bardziej sie przywiązuje do Gosi i Michała :)
    Czekam na kolejny,
    Całuski
    Ironia :*
    P.S. Dziękuję za wszystkie komentarze do mojego opowiadania ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co :) Ja też bardzo dziękuję za wszystkie Twoje komentarze!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu genialny rozdział. Robi się coraz ciekawej, akcja zaczyna nabierać tempa. Podobało mi się spotkanie siatkarzy w szpitalu ( był Stephane!) - naprawdę super to opisałaś.
    Trochę boję się co wymyśli ten był Gosi. Nie wiemy w końcu do czego jest zdolny i jak to wpłynie na Michała.
    Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o utratę pamięci przez Gosię. Z jednej strony to trochę okrutne i bolesne, ale z drugiej mam wrażenie, że to dobrze wpłynie na jej relacje z Michałem.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twoje komentarze. :)
      Pozdrawiam

      Usuń